Nieoczekiwany horror z Porto. Kornecki: Wiedziałem, gdzie rywal lubi rzucać

Biuro Prasowe Łomża Vive Kielce tekst Magda Pluszewska , zdjęcie archiwalne

W pierwszym meczu Ligi Mistrzów w 2021 roku drużyna Łomża Vive Kielce pokonała w Hali Legionów FC Porto 32:30. Kielczanie fenomenalnie rozpoczęli spotkanie, po kwadransie prowadząc 13:5. Dobra obrona, pewny w bramce Andreas Wolff, oraz atak dowodzony przez Igora Karacicia i Alexa Dujshebaeva dały kielczanom wysokie prowadzenie. W końcowce byliśmy jednak o krok od remisu, a w kluczowym momencie rzut Daymaro Saliny obronił Mateusz Kornecki. 

Łomża Vive Kielce – FC Porto 32:30 (19:14)

Łomża Vive Kielce: Wolff, Kornecki – Vujović, Olejniczak, Sićko, A. Dujshebaev, Tournat, Karačić, Kulesh, Moryto, Surgiel, Kaczor, D. Dujshebaev, Gębala, Karalek, Gudjonsson

FC Porto: Quintana – Iturriza, Späth, Martins Soares, Mbengue, Silva Sousa Martins, Salina Amador, Mitrevski, Slisković, Fernandes, Branquinho, Silva da Borges, Areia Rodrigues, Gomes, Alves, Magalhaes

Pierwsza siódemka: Wolff – Moryto, Gębala, A. Dujshebaev, Karalek, Karačić, D. Dujshebaev

Statystyki meczowe

Zaczęło się fenomenalnie! Kielczanie od początku wystawili przeciwko rywalom obronę 5-1, gdzie Alex Dujshebaev błyskawicznie szybkimi susami dopadał do środkowych i bocznych rozgrywających, gdy tylko zabierali się do rzutu. Dawało to bardzo dobre rezultaty, bo już w pierwszej akcji wypracowanie pozycji rzutowej zajęło Portugalczykom niemal dwie minuty. My natomiast bez skrupułów karaliśmy błędy gości i po siedmiu minutach prowadziliśmy 6:2. O czas poprosił szkoleniowiec FC Porto, Magnus Andersson. Gra jego drużyny nie układała się, a zawodnicy Łomża Vive Kielce budowali pewność siebie.

Każde kolejne trafienie komentowane było głośnym okrzykiem zespołu. Rzut za rzutem bronił Andreas Wolff, dzięki czemu kielczanie mogli powiększać prowadzenie kontratakami, w tym nawet do pustej bramki. Po dwunastu minutach wygrywaliśmy 11:4, po czternastu 13:5. Mistrzowie Polski grali sportowy koncert, który kartonowym kibicom na trybunach zapierał dech w piersiach!

Po paru kolejnych minutach Porto nieco się rozbudziło. Piękne trafienie z drugiej linii na 9:14 odnotował Andre Gomes. Rywali wciąż jednak dzieliła od nas duża różnica bramek i boiskowa klasa. Widocznie dała im się we znaki podróż tego samego dnia, bo przecież zespół FC Porto ze względu na odwołany wcześniej lot i konieczność lotu czarterowego dotarł do Kielc dopiero kilka godzin przed meczem.

Przy stanie 15:10 to trener Talant Dujshebaev poprosił o czas. Tempo zdobywania bramek kielczan spadło, więc był to dobry moment, by przeciwdziałać ewentualnemu dłuższemu przestojowi i niebezpiecznej utracie przewagi. Ogromna radość wybuchła na ławce, gdy po powrocie na parkiet bramkę ze skrzydła zdobył Czarek Surgiel. W kolejnej akcji kielczanie stracili piłkę, ale w kontrze rozpędzonego Antonio Areię Rodriguesa powstrzymał Andreas Wolff. Pierwsza połowa zakończyła się prowadzeniem 19:14. Po czasie jeszcze z rzutu karnego pomylił się Miguel Martins Soares, trafiając w słupek. Zespół zszedł do szatni w samą porę, bo zawodnikom potrzebna była chwila przerwy i odbudowania mocy, która trochę spadła.

Początek drugiej połowy nie był tak spektakularny jak początek pierwszej. Najważniejsze jednak, że kielczanie ani myśleli oddawać prowadzenia. Wciąż w trudnych sytuacjach bronił Andreas Wolff,  a jego koledzy zdobywali kolejne bramki. Każda kolejna ładniejsza od poprzedniej. A to między nogami bramkarza Mitrevskiego piłkę posłał Alex Dujshebaev, a to rzutem z biodra pokonał go rozpędzony Igor Karacić. Chorwat był nie do zatrzymania i na tamten moment przy stuprocentowej skuteczności miał na koncie 5 trafień.

Z czasem w szeregi kielczan wkradał się niepokój, bo rywale powoli, ale jednak, niwelowali stratę. Po szesnastu minutach drugiej części gry prowadziliśmy już tylko 26:23. Nie wytrzymał trener Talant Dujshebaev, który za chwilę poprosił o czas. Niestety, kolejna akcja nam nie wyszła, a w sytuacji jeden na jeden Andreasa Wolffa pokonał Antonio Areia Rodrigues. Coś się zacięło, a swoje między słupkami robił Alfredo Quintana. Z letargu Mistrzów Polski wyrwał dopiero Branko Vujović, którego poprawnie wykonany rzut karny dał dwudziestą siódmą bramkę. W kolejnym ataku dwudziestą ósmą dołożył Dani Dujshebaev. Odetchnęliśmy.

Między słupkami pojawił się Mateusz Kornecki, który rozpoczął od świetnej interwencji przy rzucie Rui Silvy Sousa Martinsa. W ataku natomiast dwukrotnie skuteczny był Sigvaldi Gudjonsson. Końcówka była niesamowicie nerwowa i Portugalczycy byli o krok od remisu, ale w kluczowym momencie rzut Daymaro Saliny obronił Mateusz Kornecki! Aż miło pomyśleć, jaka wrzawa wybuchłaby na trybunach, gdyby wypełniona była żywymi kibicami. Ci kartonowi na swój sposób wyrazili radość, a zwycięstwo bramką przypieczętował Michał Olejniczak, który ustalił wynik spotkania na 32:30.

tekst Maciej Szarek

Kornecki: Wiedziałem, gdzie rywal lubi rzucać!

Łomża Vive Kielce pokonała FC Porto (32:30) w ramach 10. kolejki Ligi Mistrzów. Bohaterem meczu został Mateusz Kornecki, który obronił decydujący rzut rywali w ostatnich sekundach gry. „Wiedziałem, że Salina lubi rzucać w prawy górny róg bramkarza. W newralgicznych momentach zawodnicy wybierają z reguły swoje ulubione rzuty. Zaryzykowałem i bardzo się cieszę!” – przyznaje golkiper.

Mateusz Kornecki, bramkarz Łomża Vive Kielce: W końcówce była duża nerwówka, wynik meczu ważył się do ostatnich chwil. Dobrze, że udało się wygrać, odetchnęliśmy z naprawdę dużą ulgą 10 sekund przed końcem, gdy wszystko było już jasne. Szkoda, że mimo prowadzenia sześcioma bramkami nie ustrzegliśmy się błędów i dopuściliśmy do takiej końcówki. Finalnie liczą się jednak tylko zdobyte dwa punkty. Porto dopiero dziś przyleciało do Polski, więc nie było dla nich łatwo od razu grać. Dlatego wykorzystaliśmy początek do zbudowania przewagi. Potem rywale byli coraz bardziej skuteczni, ale dzięki doświadczeniu obroniliśmy prowadzenie. Jeśli chodzi o moją ostatnią interwencję, oglądaliśmy wideo przed meczem i wiedziałem, że Salina lubi rzucać w prawy górny róg bramkarza. W newralgicznych momentach zawodnicy wybierają z reguły swoje ulubione rzuty. Zaryzykowałem i bardzo się cieszę!

Igor Karačić, rozgrywający Łomża Vive Kielce: Naprawdę nie wiem, co się z nami stało w ostatnich 10 czy 15 minutach. Mieliśmy trochę pecha, nie trafiliśmy kilku rzutów, były nerwy, ale jestem zadowolony, bo dwa punkty zostały w Kielcach! Byliśmy dobrze przygotowani, bardzo trudno gra się przeciwko atakowi 7 na 6 w wykonaniu Porto, ale oglądaliśmy mecz z Vardarem, widzieliśmy ich wszystkie zagrywki i wygraliśmy! A Mateuszowi (Korneckiemu – przyp. red.) za ostatnią interwencję należy się piwo!

Talant Dujshebaev, trener Łomża Vive Kielce: Porto zagrało bardzo dobrą drugą połowę. Przyjechali tutaj w dniu meczu, więc była to dla nich trudna sytuacja. My zagraliśmy super w pierwszej części, a w drugiej zawodnicy jak Igor Karacić, Alex Dujshebaev czy Artsem Karalek byli zmęczeni, gorszy moment miał Andreas Wolff. Bardzo się cieszę ze zwycięstwa, ale chciałbym też pogratulować wspaniałej pracy, którą Magnus Andersson wykonuje w Porto, a reprezentacja Portugalii może na tym korzystać.

Sigvaldi Gudjonsson, skrzydłowy Łomża Vive Kielce: Dziękuję za wspaniały mecz. Mieliśmy naprawdę dobrą pierwszą połowę, ale Porto ma silny charakter, grają mocno i bardzo fizycznie. Gra przeciwko nim jest trudna. W pierwszej połowie osiągnęliśmy prowadzenie, ale w drugiej partii straciliśmy rytm. Ostatecznie mamy dwa punkty i jest to dla nas bardzo ważne. Czekamy na kolejny mecz w czwartek.

Magnus Andersson, trener FC Porto: Gratulacje dla trenera Dujshebaeva i drużyny z Kielc za zwycięstwo. To była ciężka gra. Jestem naprawdę rozczarowany pierwszą połową. Walczyliśmy z dobrą drużyną, ale nie wiem, co się stało z obroną i bramką mojej ekipy. Popełniliśmy wiele błędów. Kiedy zaczęliśmy grać trochę lepiej, traciliśmy szanse w ataku. Niemniej jestem dumny ze swojego zespołu. Pokazaliśmy charakter, wróciliśmy do meczu i walczyliśmy.

Djibril Omar Mbengue, zawodnik FC Porto: Gratulacje dla rywali. Zaczęliśmy naprawdę źle. Oczywiście był to dla nas ciężki dzień, ponieważ przyjechaliśmy tutaj dopiero w dniu meczu, ale to nie jest wymówka. Jesteśmy świetną drużyną i musimy wykorzystywać okazje, by liczyć się Lidze Mistrzów. W pierwszej połowie tego nie robiliśmy. Cieszę się, że udało nam się to zmienić w drugiej połowie.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*