
Biuro Prasowe Łomża Vive Kielce tekst Maciej Szarek , zdjęcie archiwalne
Łomża Vive Kielce pokonała Azoty Puławy 30:29 (13:10) w 24. serii PGNiG Superligi. Wygrana Mistrzów Polski oznacza, że do obrony tytułu kielczanom brakuje już tylko trzech punktów. Żółto-biało-niebiescy w trakcie spotkania wypracowali nawet pięć bramek przewagi, ale emocje trwały do ostatnich sekund.
Łomża Vive Kielce – Azoty-Puławy 30:29 (13:10)
Łomża Vive Kielce: Kornecki, Wolff – Olejniczak, Sićko 6, A. Dujshebaev 6, Tournat 4, Faruk, Karačić 1, Lijewski, Kulesh 3, Moryto 1, Surgiel, Fernandez 2, Kaczor, Karalek 2, Gudjonsson 5
Azoty-Puławy: Bogdanov, Zembrzycki – Akimienko 5, Łangowski 4, Podsiadło, Przybylski 8, Jurecki 5, Szyba, Velkavrh, Kowalczyk, Dawydzik 4, Seroka, Baranowski, Jarosiewicz 3
Pierwsza siódemka: Wolff – Fernandez, Sićko, Karačić, A. Dujshebaev, Moryto, Tournat
W drużynie Łomża Vive Kielce trwa odliczanie do obrony tytułu Mistrzów Polski. Przed spotkaniem z Azotami Puławy licznik wskazywał sześć punktów, czyli dwa zwycięstwa, by zapewnić sobie triumf w tabeli PGNiG Superligi. W czwartkowy wieczór kielczanie skreślili kolejną kartkę w kalendarzu. Od mistrzostwa dzielą nas już tylko trzy punkty.
Pierwszą bramkę w meczu zdobył Arkadiusz Moryto, który pewnie wykończył kontratak żółto-biało-niebieskich. Kolejne dwa trafienia należały już jednak do przyjezdnych. Najpierw wynik dla gości pierwszym trafieniem po powrocie do Hali Legionów otworzył Michał Jurecki, a następnie gola dla swojej drużyny dołożył najlepszy strzelec w ekipie Azotów, czyli Andrii Akimienko (2:1, 4. min.). Jak się później okazało, było to pierwsze i ostatnie prowadzenie przyjezdnych w meczu.
W trakcie kolejnych ośmiu minut parkiet zdominowali gospodarze. Łomża Vive Kielce trafiła pięć razy z rzędu i wypracowała bezpieczne prowadzenie 6:2 (11. min.). Ogromne problemy podopiecznym Roberta Lisa sprawiała aktywna obrona kielczan w systemie 5-1 z wysuniętym Arkadiuszem Moryto, który skutecznie utrudniał życie rozgrywającym przyjezdnych. Pojedynczymi akcjami atak gości poderwać próbował Michał Jurecki, w trakcie pół godziny trafił cztery razy, co czyniło go wówczas najskuteczniejszym zawodnikiem na parkiecie.
Mistrzowie Polski natomiast grali bardzo kolektywnie. Najwięcej piłek kierowali do obrotowych. Nicolas Tournat w pierwszej połowie zapunktował trzy razy, jednego gola dołożył Artsem Karalek. Oprócz bramek obrotowi wypracowali jednak kilka rzutów karnych. Dzięki temu przewaga kielczan wciąż utrzymywała się na stabilnym poziomie, do szatni zespoły zeszły przy różnicy trzech trafień na naszą korzyść (13:10). Wartym odnotowania był także powrót na parkiet Krzysztofa Lijewskiego, który w trakcie pierwszej partii długimi fragmentami pomagał kolegom w defensywie.
Po zmianie stron utrzymywał się trend oznaczający lekką przewagę gospodarzy. Jednocześnie trwał pojedynek rozgrywających: z jednej strony bombardował Szymon Sićko, po drugiej siatkę dziurawił Rafał Przybylski. Efektem krótko po wznowieniu gry Mistrzowie Polski dołożyli do swojego prowadzenia dwa trafienia, było 20:15 (39. min.).
Zaliczka nie oznaczała jednak spokojnej końcówki meczu dla żółto-biało-niebieskich. Rywale krok po kroku niwelowali straty po kolejnych bramkach Przybylskiego oraz asystach Jureckiego. Gdy skuteczne interwencje dołożył Vadim Bogdanov, dystans kilkukrotnie zmniejszył się do dwóch trafień. 60 sekund przed końcem spotkania szansę na bramkę kontaktową otrzymał Rafał Przybylski, jednak trafił w kielecki blok. W kontrataku pomylił się Szymon Sićko, a niepowodzenie Przybylskiego naprawił Łangowski. Była to jednak ostatnia sekunda meczu. Łomża Vive Kielce wygrała 30:29.
M. Jurecki: Wiele lat wspólnie z kibicami tworzyliśmy tu historię
KOMENTARZE PO MECZU ŁOMŻA VIVE KIELCE – AZOTY-PUŁAWY (30:29):
Krzysztof Lijewski, grający drugi trener Łomża Vive Kielce: Liga się jeszcze nie skończyła, zostały nam dwa mecze do rozegrania: na wyjeździe z Mielcem i w domu z Płockiem. Poczekajmy, nie świętujmy jeszcze, bo na szyjach medali nie mamy. Będziemy przygotowywać się pod kolejnych przeciwników. Dzisiaj Azoty Puławy rozegrały bardzo dobry mecz. Uważam, że przyjechały do nas bez żadnej presji i w tym upatruję przyczynę tak dobrej gry. Przypuszczam, że w szatni gości nie było mowy o jakiejś super taktyce, trener Lis chciał widzieć trochę więcej zaangażowania i uśmiechu na twarzy, a zawodnicy to pokazywali. Zagrali bardzo dobrze, bardzo twardo, ale my zachowaliśmy zimną krew i to my cieszymy się z trzech punktów. Michał Jurecki jest cały czas światowej klasy rozgrywającym. Dopóki aktywnie gra i profesjonalnie podchodzi do swoich obowiązków, to zawsze będzie na najwyższym poziomie. Widać, że jest liderem w tej drużynie, wszyscy go słuchają, jest alfą i omegą.
Michał Olejniczak, rozgrywający Łomża Vive Kielce: Azoty nie miały nic do stracenia, grały na luzie po wysokiej porażce z Wisłą i to też chyba była dyspozycja dnia z ich strony. Michał Jurecki to silny zawodnik, ciężko go zatrzymać. Robiłem, co mogłem i cieszę się, że raz udało mi się zatrzymać atak drużyny przeciwnej. Nie czujemy się jeszcze Mistrzami Polski, bo jeszcze nimi nie jesteśmy. Zostały nam do rozegrania dwa mecze i są one dla nas bardzo ważne. Po drodze jeszcze Puchar Polski, musimy pozostać skoncentrowani. Nie wyobrażamy sobie innego scenariusza niż wygrana w każdym meczu.
Robert Lis, trener Azotów-Puławy: Zabrakło jednej bramki, bo Łomża Vive Kielce jest bardziej doświadczoną drużyną. Bardzo cieszę się z podejścia moich zawodników, bo bardzo nas bolała ta przegrana z Wisłą w domu. Myślę, że dostaliśmy wtedy mocnego „plaskacza” w twarz. Dzisiaj chcieliśmy tutaj pokazać się ze zdecydowanie lepszej strony. Myślę, że to nam się udało, ale jeszcze niestety brakuje nam trochę do tego, by ograć Kielce w Kielcach. W piłce ręcznej błędy były i będą. Trzeba to przełknąć, musimy pracować nad tym, by je wyeliminować. Najważniejsze mecze są wciąż przed nami. Musimy pokazać się w nich przynajmniej tak, jak dzisiaj.
Michał Jurecki, rozgrywający Azotów-Puławy: Przed meczem miałem pozytywne emocje, a jak wszedłem do hali, czułem się jak na treningu z Kielcami. Bez kibiców to już jednak nie to samo. Wiele lat tworzyliśmy razem historię, szkoda, że nie mogło ich tutaj dzisiaj być. Mecz był bardzo zacięty, czujemy złość i niedosyt. Możemy szukać pozytywów, że zagraliśmy dobry mecz, ale zero punktów to zero punktów. Czy byśmy przegrali dwudziestoma bramkami, czy jedną, porażka jest porażką. Błędy przydarzały się każdemu. W takim meczu jak ten, nie możemy sobie pozwolić, by było ich tak wiele. Znamy swoje miejsce w szeregu, jeśli chcemy walczyć o korzystny wynik z Kielcami, musimy ich popełniać jak najmniej.
Dodaj komentarz