
Biuro Prasowe GKS Górnik Łęczna (piłka nożna kobieca) tekst i zdjęcie
O rehabilitacji i procesie powrotu po kontuzji porozmawialiśmy z naszą napastniczką, Klaudią Miłek, która w sierpniu przeszła zabieg rekonstrukcji więzadła krzyżowego.
Jak idzie rehabilitacja?
Cały czas do przodu. Aktualnie pracuję z rehabilitantem nad tym, by zacząć wchodzić na większe obciążenia, ale też nad wyprostem i zgięciem. Na razie wszystko idzie zgodnie z planem, nie ma żadnych komplikacji. Mam nadzieję, że będzie tak do samego końca.
Czas kontuzji zazwyczaj jest trudny. Jak to jest w twoim przypadku?
Najtrudniejszy był chyba moment, kiedy zjawiłam się w Łęcznej i w zasadzie po kilku dniach usłyszałam, że trzeba wykonać rezonans, po którym dowiedziałam się o konieczności operacji. Od razu musiałam jechać na zabieg. To mnie przytłoczyło, bo miałam zupełnie inne plany i założenia na ten sezon. Musiałam poukładać sobie ten czas, zorganizować go inaczej niż dziewczyny w klubie. Mam nadzieję, że na początku nowego roku wrócę już do drużyny i będę mogła jej w jakimś stopniu pomóc.
No właśnie, tak naprawdę wracałaś po urazie, teoretycznie byłaś gotowa do treningów, a nagle okazało się, że znów musisz pauzować.
Nikt się tego nie spodziewał. Przyjeżdżałam do Łęcznej z jasnym celem: pomóc Górnikowi w osiąganiu sukcesów. Wiem, że trenerzy też mieli na mnie pomysł, że wiele osób na mnie liczyło. Po dobrej decyzji, jaką był transfer do Górnika, nagle zostałam sprowadzona do parteru. Oczywiście nie chciałam tego, ale takie jest życie – trzeba to po prostu zaakceptować.
Stawiasz sobie konkretną datę powrotu?
Oglądając mecze, czy nawet zdjęcia z treningów, chciałabym, by ten moment nadszedł jak najszybciej. Rehabilitanci mnie jednak stopują, co rozumiem – to nie pierwszy raz, kiedy zmagam się z taką kontuzją i wiem, że nie ma sensu niczego przyspieszać. Jeśli nie będzie jednak żadnych komplikacji, po nowym roku powinnam zacząć treningi z piłką. Mam nadzieję, że wiosną uda mi się wystąpić w meczu ligowym.
Trudno ogląda się mecze swojej drużyny z boku, w telewizji?
Oczywiście. Tym bardziej że zdaję sobie sprawę, że mogłabym pomóc dziewczynom. Czuję niedosyt, bo może gdybym tam była, mogłabym przynajmniej coś podpowiedzieć, może niektóre akcje udałoby się skończyć inaczej. Niestety rehabilituję się na Śląsku i jedyne, co jestem w stanie zrobić, to być z nimi w kontakcie, wysłać przed meczem wiadomość, żeby wiedziały, że je wspieram.
Dziewczyny chyba też mocno cię wspierają, co widać, chociażby w meczowych kulisach. To dodaje otuchy?
Pewnie! To dostarcza mi mnóstwo radości. Najlepszy jest fakt, że byłam w Łęcznej tylko chwilę, a dziewczyny mimo to fantastycznie przyjęły mnie do zespołu. Wiem, że na mnie czekają i trzymają kciuki, bym wróciła jak najszybciej. To świetne uczucie.
Jak w ogóle oceniasz grę drużyny na tym etapie sezonu?
Widać, że z meczu na mecz się zgrywamy. Niestety przez kontuzje straciłyśmy trochę boiskowego doświadczenia, bo wypadły m.in. Jola Siwińska, czy Ania Zając, ale wydaje mi się, że takie momenty, kiedy trzeba podnieść głowę i pokazać charakter, też są potrzebne. W weekend czeka nas kolejny trudny mecz i wierzę, że dziewczyny pokażą, że Górnik Łęczna to Górnik Łęczna, a nie drużyna do bicia. Mamy swoje cele i wiemy, na co tę drużynę stać.
Czego ci życzyć na najbliższe tygodnie?
Cierpliwości i determinacji w dążeniu do celu – w czasie kontuzji te cechy docenia się najbardziej.
Dodaj komentarz