
Biuro Prasowe GKS Górnik Łęczna (piłka nożna kobieca) tekst i zdjęcie
– Im więcej będę trenować z drużyną, tym będę bliżej powrotu. Wolę jednak robić wszystko w swoim tempie, niż niepotrzebnie coś przyspieszyć – mówi Marcjanna Zawadzka, która w czerwcu przeszła rekonstrukcję więzadła krzyżowego. „Zoja” we wtorek rozpoczęła z drużyną okres przygotowawczy, a my porozmawialiśmy z nią o trudnym czasie kontuzji, byciu przy zespole, wrażeniach z pierwszych treningów oraz celach na rundę wiosenną.
Za tobą premierowy po długiej przerwie tydzień treningów z drużyną. Już pierwszego dnia podkreślałaś, że bardzo ci tego brakowało. Jak więc minęły te ostatnie dni?
Rzeczywiście bardzo tęskniłam za zespołem. To zupełnie inna praca, trenować samemu, a biegać nawet dookoła boiska, na którym ćwiczy drużyna. Naprawdę fajnie tu wrócić.
Kontuzji zerwania więzadeł krzyżowych doznałaś dokładnie 22 maja 2022 roku, w meczu z Czarnymi Antrans Sosnowiec. Sporo czasu minęło.
Tak, w czerwcu przeszłam operację i tak naprawdę od tamtego momentu byłam w domu w Gdańsku, gdzie się rehabilitowałam. Początkowo miałam wrócić do pracy z zespołem w grudniu, ale dziewczyny kończyły treningi, więc wspólnie z trenerami uznaliśmy, że najlepiej będzie, jeśli po prostu rozpocznę z drużyną okres przygotowawczy. Biorę udział w treningach piłkarskich, ale jeszcze bez gierek, czy mocniejszych akcentów. Podchodzę do wszystkiego na spokojnie, aczkolwiek jestem naprawdę stęskniona za grą.
Wróćmy na chwilę do wspomnianego meczu z ekipą z Sosnowca. Do tamtego momentu grałaś de facto po 90 minut w każdym spotkaniu, nawet wtedy, gdy, sezon wcześniej, miałaś złamany nos. Byłaś niezwykle ważną postacią, strzelałaś dużo bramek. Kontuzja była dużym ciosem?
Taka kontuzja zawsze jest ogromnym ciosem i nigdy nie jest się na coś takiego przygotowanym. Było mi ciężko, ale dzięki wsparciu drużyny, trenerów i moich najbliższych, było nieco łatwiej przez to wszystko przejść. Szybko się pozbierałam i skupiłam się na pracy nad powrotem.
Cały czas starałaś się też być przy zespole. Kiedy tylko mogłaś, pojawiałaś się na meczach. To było dla ciebie ważne?
Zdecydowanie. Aczkolwiek muszę przyznać, że emocje na trybunach lub przed telewizorem są o niebo większe niż na boisku (śmiech). Przeżywałam ogromny stres, bo nie miałam na nic wpływu, a bardzo chciałam, żeby drużyna zdobywała bramki i wygrywała. Cieszyłam się, gdy tylko mogłam przyjechać na weekend do Łęcznej, bo obecność dziewczyn wiele mi dawała.
To które ze spotkań, oglądanych z trybun, dostarczyło ci najwięcej emocji?
Chyba to z SMS-em Łódź. Szybko straciłyśmy wtedy bramkę, ale mimo trudnego początku, dało się odczuć, że dziewczyny są bardzo zmotywowane i to wygramy.
Patrząc na zespół po tygodniu przygotowań, myślisz, że wiosną uda się utrzymać formę z pierwszej części sezonu?
Wydaje mi się, że będzie nawet lepiej. Wszyscy są skupieni na pracy, a przed ligą „nakręcenie” będzie pewnie jeszcze większe.
Wyznaczyłaś sobie jakiś termin na powrót, czy wolisz niczego nie planować?
Nie patrzę na to, by być do dyspozycji na jakiś konkretny mecz. Wiem, że im więcej będę trenować z drużyną, tym będę bliżej powrotu. Wolę jednak robić wszystko w swoim tempie, niż niepotrzebnie coś przyspieszyć.
Czyli są szanse, że w drugiej rundzie jakaś bramka głową lub z rzutu karnego padnie.
Na to liczę! Aczkolwiek z karnego, to nie wiem… Klaudia „Piłek” wszystko trafia, więc o jedenastki może być trudno (śmiech).
Dodaj komentarz